Najnowsze komentarze
Ok, mam świadomość, że minęły eony...
P.S jak uda się komuś ustalić co m...
Witam, Ja mam też GSR-a ma aktua...
zastanawia mnie po co tak często w...
Witam. Ja taże jestem posiadaczem ...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

11.08.2010 18:00

Slovakia: welcome to

Opowieść o tym, jak kumpel wyciągnął mnie na motocyklu na Słowację, o tym jak to pogodzić z życiem family-mena i o 13 kilometrach, które zmieniły mój pogląd na pewne rzeczy:-)

Na początku sezonu planowaliśmy z kolegami wypad na tor. W kwietniu stawialiśmy na Brno. W maju okazało się, że Slovakiaring może być ciekawszym rozwiązaniem. Potem się okazało, że tak naprawdę ciężko się ogarnąć z obsługą toru i prawie skończyło się wizytą w Poznaniu. Poznań z kolei odpadł, bo panowie z Automobilklubu Wielkopolskiego, i mówię to umyślnie, to DEBILE, którzy mają się za jakichś bogów polskiego światka wyścigowego. Światka, bo to nie jest świat, to jakaś makabryczna karykatura tego, co mogłoby być naprawdę fantastyczne. No nic. Radom:-) Tor kartingowy w Radomiu, po tym wszystkim, rozpalał naszą wyobraźnię przez kilka dni. Do czasu....


Do czasu, gdy odebrałem telefon. Standardowa gadka:

- Siema, latasz?

- Latasz, latasz... Gdzie lecimy?

- No nie wiem, zobaczy się. 

- To gdzie i o której?

- McDonald o 20.00?

- Luz.

Na miejscu obowiązkowy Shake czekoladowy. Potem debata mająca wyłonić cel podróży. I już po kilku zdaniach padło hasło: „Ej, a może skoczymy na Słowację? Mają tam fajne winkle i fajne drogi.”


Zdanie „Kochanie, jadę na Słowacje!” żona chyba puściła mimo uszu. Potem, stwierdziła, że jedzie ze mną. Następnie, że to jednak bez sensu i że zostaje w domu. A tak w ogóle, to może najpierw odwiózłbym ją do mamusi do Torunia... no ok. Spoko.


W czwartek po pracy zapakowałem rodzinę do fury i poleciałem do Torunia. Rodzinę wypakowałem, a potem nie mogłem się od nich odkleić. W życiu nie było mi tak ciężko się z kimś pożegnać. Szczególnie z córeczką. Nie zdawałem sobie sprawy, że można za kimś AŻ TAK BARDZO tęsknić. No i oczywiście się popłakałem:-) I uważam, że to męskie:-) W końcu prawdziwy mężczyzna nie boi się:

- różowych koszul

- płakać

- myszy:-)

Powrót do domu był już ciężki, bo byłem po 9 godzinach w pracy i 200km pod słońce, a teraz jechałem w nocy kolejne 200km. Dojechałem ok. 23.30 i zacząłem się pakować na wyjazd, bo w końcu następnego dnia po pracy mieliśmy ruszyć w trasę...


Sformuowania „Suzuki GSR” i „turystyka motocyklowa” raczej nie padają w jednym zdaniu. I tego piątku miałem się dowiedzieć dlaczego... 


Wyjazd z warszawy był masakryczny. Pierwszy raz jechałem z sakwami i okazało się, że jestem trochę szerszy niż początkowo sądziłem. Na szczęście chwilę po tym, jak to odkryłem byłem już daleko z przodu:-) Za Jankami już był luz i można było cisnąć. No właśnie... Cisnąć. Jak wiecie GSR nie ma owiewek i w moim wypadku ciśnięciem było osiągnięcie prędkości przelotowej 150km/h. Nie, żebym był pipką, ale podróżowanie z większymi prędkościami przez dłuższy czas dla mnie było po prostu męczące. Za Jankami wykonaliśmy również test bagażu przy prędkościach przekraczających te rozsądne. No i luz, bagaż był obecny cały czas i nie miał zamiaru się katapultować, więc daliśmy po kotłach, żeby szybciej zjechać na nocleg u rodziców kumpla w Jastrzębiu-Zdrój. Przed snem machnęliśmy jeszcze po dwa piwka i lulu. Rano chcieliśmy wstać ok. 8.00, żeby wcześnie ruszyć w trasę, więc jak po przebudzeniu leniwym okiem spostrzegłem na zegarku godzinę 10.15 zdanie „Ja pier#ole...” było bardzo na miejscu. Po wielkich trudach przytraczania sakw do sprzętów ruszyliśmy w stronę Cieszyna. Przez Czechy jechaliśmy w sumie tylko chwilę, by się w końcu przedostać na Słowację. I tu spostrzeżenie: Czesi i Słowacy są chyba jedynymi słowiańskimi narodami, których obywatele autentycznie przestrzegają ograniczeń prędkości, nawet tych niezasadnych. W każdym razie Słowacja, to inna bajka. Kierowcy samochodów ustępują motocyklistom miejsca na drodze, trzymają się prawej (ci z przeciwka też) - no po prostu raj na ziemi. Poza tym widoki - rewelacja. Bardzo lubię jeździć motocyklem po równych drogach, a szczególnie tych, gdzie widoki na prawdę zapierają dech. Może nie jest to Szwajcaria, ale na pewno nie ul Marszałkowska:-)


Harmanec


No właśnie, Harmanec. Gdzie to do cholery? Zgubiliśmy się da razy i po wielkich trudach, które przemilczę, znaleźliśmy drogowskaz na Harmanec. Droga na Harmanec to w gruncie rzeczy jednopasmowa dwukierunkowa droga z fajnym asfaltem, która ma na najciekawszym odcinku 13km i ponad 100 (słownie: STO!!!) winkli:-) Pierwszy przejechaliśmy gładko, choć trochę go nie doceniłem i musiałem na winklu heblować. Drugi luz. Trzeci, czwarty. I nagle słyszę swoje własne: „O kur#a!!!! Ja pier#ole!!! Aaaa!!!”. Tak w skrócie:-) I tak się darłem kolejne parę minut i, naprawdę, nie mogłem się pohamować:-) Było ZAJEBIŚCIE!!! I dlaczego moja codzienna droga do pracy nie może tak wyglądać? No nic, zjechaliśmy na parking i już od razu wiedziałem, że opony osiągnęły wyścigową temperaturę pracy: do moich Michelinów Power Race przyczepiło się absolutnie wszytko, tak się kleiły:-) Zdjąłem kask z potwornie spoconego łba i znowu „o ku#wom” i „ja pie#dolom” nie było końca. No po prostu konkret, pełen wypas, słitaśnie, jak mówi pokolenie Neo. Przejechaliśmy tę trasę jeszcze dwa razy i już konkretnie zmahani zajechaliśmy na stację po paliwo. Mój GSR na trasie spalil ok. 5,5 l/100km. Na Harmacu 9,5l/100km, ale nie żałuję ani jednego mililitra:D I to właśnie te 13 km zmieniło trochę mój pogląd na motocyklizm, a w zasadzie motocyklizm w Warszawie. Po cholerę mi sportowe gumy? Kurde, kupiłbym w Norauto zwykłe samochodowe plaskie gumy 8x taniej i chyba lepiej bym na tym wyszedł. Wiem, że są hardkorowcy, którzy w Wawie na ulicach zamykają lacze i trą sliderami, ale ja nie jestem kamikazee. Ja mam rodzinę. Poza tym co to za przyjemność. Ciągle przewijają mi się na forach wątki typu „dobre winkle w okolicy warszawy”. Niektóre są kombinacją nawet, o zgrozo, dwóch naprzemiennych zakrętów!! Teraz wydaje mi się to śmieszne. Natomiast droga na Harmanec pozwoliła mi się motocyklowo wyrzyć na jakiś czas:-)


Zjechaliśmy do Liptovkiego Mikulasza na nocleg. Okazało się, że wszystkie hotele są zamknięte, a prywatne kwatery zajęte. Więc zaparkowaliśmy sprzęty i chodziliśmy od domu do domu pytając, czy mają kawałek wolnego łóżka. Na zmianę. Kiedy nadeszła kolej kumpla ja usiadłem na jego sprzęt i chyba się kimnąłem. Obudził mnie ryk Intrudera M1800. Sprzęt na bajerze, konkretnie obświetlony. Kolo się mnie pyta skąd jesteśmy i czy szukamy noclegu. Od słowa do słowa i zaczął dzwonić po znajomych. Ma, znalazł, jedziemy. Na miejscu się okazało, że jednak nie ma. No to wbiliśmy z nim do knajpy, a tam same jego ziomki. Od drzwi rzucił głośno, że dwaj motorkowcy z polski szukają noclegu i po chwili każdy w barze dzwonił po znajomych. Nocleg się znalazł w 3 minuty:-) Nawet mieliśmy gdzie przenocować sprzęty. 10 euro to niewiele, a wyrko cieszy:-) Chwilę po rozpakowaniu i prysznicu wybraliśmy się na poszukiwania bankomatu, piwa i jedzenia. Bankomat: godzinę. Kolejną piwo i jedzenie. Znaleźliśmy je na Shellu. Był to chyba jedyny Shell na świecie na którym nie ma hot-dogów. No nic, wzięliśmy więc po 3 rogaliki 7days, parę piwek i na chatę. Kurde, nigdy tak szybko nie usnąłem:-)


Rano już nuda. Jazda na północ. No i śniadanie mistrzów: zatrzymaliśmy się w trasie przy „supermarkecie CBA”... Mieli tylko rogaliki 7days, na które nie mogliśmy patrzeć, konserwy mięsne, czekoladę i wódę... Wzięliśmy więc po konserwie i czekoladę, która tego dnia zastąpiła nam chleb:-) I dalej w trasę. Granicę przekroczyliśmy w Karpaczu, gdze powitała nas typowo polska tablica informacyjna: „Nawierzchnia uszkodzona na odcinku 13km”:-) A dalej nudy, korki, bluzgi, na drogach debile... Polska. Swoją drogą to ciekawy kontrast: niby dwa słowiańskie narody, podobna kultura, a taka różnica na drogach. Trasa katowicka to była męczarnia. Ale chyba nie tylko dla nas, bo mijaliśmy Saaba 95 który jakimś cudem dachował na prostej równej drodze w umiarkowanym ruchu. Do Warszawy zjechaliśmy tak, że zdążyłem jeszcze dokładnie o 19:50 do Obwodowej Komisji Wyborczej:-) 

 
Mapa:


Wyświetl większą mapę

Komentarze : 19
2011-09-08 09:55:32 dama

i nie było żadnego zlatego bazanta? ;-) a bryndzove halushky jadłeś? bez tego to minimum słowacji ;-)

2011-01-27 18:25:05 motoczytelnik

Mototato, odezwij sie co tam u Ciebie:)

2011-01-24 21:36:28 Kariot

Zawsze mi się marzył taki wypad na Słowację.
Proszę za siebie i innych czytelników o jakiś wpisik, bo naprawdę super się to czyta :)
Pozdrawiam

2010-11-26 15:13:24 morham

Aż mi się przypomniała moja wycieczka puszkowa na Słowację w tym roku. Piękny, piękny kraj. I drogi po prostu w większości stworzone do śmigania na motocyklu. :)

2010-11-12 17:30:03 Uroczy:)

Super !Nie wspomniałeś czy żona czekała:):)przed drzwiami Obwodowej Komisji Wyborczej no ale tak czy siak wyprawa bajer.

2010-08-24 23:37:02 Voron

Kurde stary, dopiero teraz przeczytałem Twoje wypociny no i zapomniałeś napisać jak zdjąłeś kaskiem bażanta :)

2010-08-17 23:09:57 easyrider

no stary...
raz-fajnie piszesz
dwa-zazdroszcze;))
tez bym chcial rzucic jedziemy tu i tu i heja w swiat
czekam na wiecej

2010-08-16 10:24:58 Żmija

Przeczytałam Twój wpis od deski do deski, a na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech :) Pomimo, że moja WRka nie pozwala na jednorazowo dłuższe trasy coraz częściej jednak zaczyna nas gnać przed siebie. Mam nadzieję, że kiedy dosiądę GSa nasz zasięg się zwiększy :)

2010-08-15 01:26:06 Michaliński

Popieram Kamila! :) Pozdrawiam i czekam na więcej Twoich wpisów! :) M.

2010-08-14 22:04:14 Kamil

Wziął byś zaczął pisać jakąś książkę... naprawdę super się czyta czekam na nowe wpisy :)

2010-08-13 19:18:07 kubaz

Nie ma takiego dramatu: cały wyjazd kosztował mnie 400 zeta, więc "relatywnie" nie dużo;-) Podejrzewam, że dobra impreza w weekend, albo weekend nad polskim morzem będzie kosztował więcej.

2010-08-13 10:33:53 bandziorro

Cholera, zazdrosc mnie zzera ;) bo ja tu prawie cala wyplate wydalem co miala na sierpien wystarczyc a mam olej, kapcie i napęd do wymiany. No i nie ma szans jak na razie na jakis dalszy wyjazd... Chyba wezme kredyt ;).

2010-08-12 20:35:03 TRC

w tym sezoniu juz nie polece niestety za duzo na glowie, ale nastepny kto wie kto wie. Pozdrawiam i wiecej takich wypadow. Szerokosci

2010-08-12 17:44:37 Marek

tyle ile pokazuje maps.google.com : )

2010-08-12 16:26:25 ziben

łee moje wpisy to kiepskie wypociny przy Twoich! hehe naprawde świetnie sie czyta, jak dobrą ksiązkę przygodową, z checią zwiedziłbym tą dróżkę! Pozdrawiam całą rodzine! szerokosci

2010-08-12 11:18:58 moto-man

Niezła trasa,a szczególnie ujęło mnie zachowanie kolegi Słowaka na motocyklu.
Pozdrawiam

2010-08-12 01:55:37 Kampiszon

PIEKIELNIE CI ZAZDROSZCZE! Mam nadzieję niedługo na jakąś rundkę zagranicę. Tą zachodnią lub południową. Trasa na mapie wygląda masakrycznie. Zapisze gdzieś tą miejscówke żeby w przyszłości pamiętać. Genialny wpis! ;D Lewa!

2010-08-11 22:57:24 kubaz

Dodałem mapę, powinna działać. Z wawy to ok. 500km. Nie jest więc daleko, a myślę, że wrzesień to ostatni moment, żeby tą trasę zaliczyć.

2010-08-11 22:32:18 TRC

milo sie czyta... Ile km z wawy do tych pieknyc winklow jest?

  • Dodaj komentarz